sobota, 9 stycznia 2016

Rozdział 4 "Tylko niech junior się pospieszy"







Święta zbliżały się nieubłagalnie. Mia i Lora postanowiły wybrać się razem na zakupy. Normalnie pewnie dołączyły by do nich Letty i Jessica. Pierwsza jednak zrezygnowała, bo czuła się nie najlepiej, a Jess wyjechała na święta do swoich rodziców, do Europy. Lora była trochę niezadowolona, że przyjaciółka ją zostawia, ale wiedziała, że Jess robi to, by nie spotkać się z Jakiem przy świątecznym stole, co byłoby nieuniknione. Blondynka chciała jak najszybciej zapomnieć o tym, że ktoś taki jak Jake Kendall kiedykolwiek gościł w jej życiu.
Przyjaciółki weszły do kolejnego sklepu z ubraniami. Szukały prezentów dla bliskich, a przy okazji nie omieszkały kupić trochę ciuchów. Toretto rozpoczęła już potajemne przygotowania do swojego wyjazdu.
– Będziesz musiała kupić sobie jeszcze kilka swetrów – stwierdziła Lora, przeglądając wieszaki. – W Barcelonie o tej porze nie jest tak ciepło jak w Miami.
– Wiem, wiem... – Mia pokiwała głową. – Mam takie urwanie głowy z tym stażem, muszę jeszcze poszukać sobie jakieś tanie mieszkanie do wynajęcia, co na odległość nie jest takie proste.
– Tak się składa, że jestem w stanie ci pomóc, bo mój ojciec ma mieszkanie na La Rambla – Lora uśmiechnęła się do przyjaciółki. – Myślę, że jeśli z nim porozmawiam, nie będzie miał nic przeciwko, żebyś tam trochę zamieszkała.
– Żartujesz sobie?! – pisnęła zdumiona Mia, przyciągając uwagę kobiet znajdujących się w sklepie. – Jest jakieś miejsce na ziemi, gdzie twój ojciec nie ma domu ani mieszkania? – zapytała ciszej.
Wzruszyła wesoło ramionami.
– Pewnie znajdzie się kilka. Po prostu często odwiedzaliśmy Barcelonę, dlatego stwierdził, że powinniśmy mieć tam swoje mieszkanie.
Mia pokręciła głową, nie mogąc uwierzyć, że są ludzie, którzy mają pieniądze na wszystkie swoje kaprysy.
Kilkanaście kwadransów później młoda pani O’conner była totalnie zmęczona. Lora już od kilkunastu minut marudziła, że musi usiąść, bo inaczej odpadną jej nogi oraz że koniecznie musi zjeść coś słodkiego. Mia odpuściła i chwilę później obie dziewczyny siedziały w jednej z kawiarni znajdujących się w galerii. Mia zamówiła sobie spory kawałek ciasta Tiramisu, zaś Lora wybrała naleśniki z truskawkami i polewą czekoladową, ogromny kawałek ciasta z toffi, do tego lody miętowe i sok. Toretto spojrzała na przyjaciółkę, która z błogością na ustach zajadała słodycze popijając sok z mango, ananasa i banana.
– Nie zamówiłaś swojego ulubionego latte karmelowego? – zapytała zdziwiona Mia, gdyż brunetka wprost ubóstwiała ten napój i nigdy nie przepuściłaby okazji, żeby nie zamówić go w swojej ulubionej kawiarni.
Lora nieco się zakłopotała.
– Jakoś ostatnio nie mam ochoty – stwierdziła, wzruszając ramionami, ale to nie przekonało panny Toretto. Mia przyjrzała się badawczo brunetce i jej zamówieniu. Po chwili jednak zaczęła łączyć wątki i spojrzała na przyjaciółkę badawczym wzrokiem. Lora uśmiechnęła się tylko wzruszając niewinnie ramionami.
– Jesteś w ciąży? – Barcelona pokiwała tylko twierdząco głową. Nie było sensu ukrywać tego faktu, skoro przyjaciółka i tak się domyśliła. – O mój Boże! Gratuluję! – Toretto zerwała się z miejsca, by wyściskać przyjaciółkę.
– Dziękuję – zaśmiała się Lora. – Tylko proszę cię, nie mów nikomu. Chcemy z Brianem ogłosić to w swoim czasie.
Mia zasypała przyjaciółkę milionami pytań o ciążę i o reakcję Briana. Cieszyła się, szczęściem Lory.
– Nie traciliście z Brianem czasu, ale to dobrze, mały Toretto będzie miał kompana do zabawy – stwierdziła siostra Dominica. Lora zgodziła się i pokiwała głową uśmiechając się delikatnie.
Czasami nie mogła uwierzyć, że te wszystkie zmiany, jakie nastąpiły w jej życiu rzeczywiście miały miejsce. Jeszcze kilka miesięcy temu była przestraszoną, nieśmiałą dziewczyną, która robiła to, co jej kazali. Teraz zaś była pewną siebie, młodą mężatką i to w dodatku w drugim miesiącu ciąży. Przecież to była istne szaleństwo!
– A co tam u Jessici? – zagadnęła Mia.
– Nie wiem – Lora wzruszyła ramionami. – Nie odezwała się do mnie odkąd wyjechała do Europy. Mam wrażenie, że mnie unika zupełnie jakbym była współwinna temu, że Jake ją zranił. Nawet nie wiesz jak mi przykro, że Jess mnie odtrąca.
– Wiesz... może po prostu jest jej ciężko, bo Jake jest twoim szwagrem i spotkania z nim są nie uniknione – Mia podzieliła się swoim spostrzeżeniem. – Albo boi się, że ty i Brian rozmawiacie z nim na jej temat.
– Ostatni raz gdy Kendall nas odwiedził kazałam mu się wynosić – oznajmiła Barcelona. – Jess powinna wiedzieć, że jest moją przyjaciółką i zawsze stanę po jej stronie.
– Daj jej trochę czasu, niech ochłonie – poradziła Toretto. – W końcu rozstania nigdy nie są łatwe.

Święta nadeszły bardzo szybko.  Barcelona postanowiła zaprosić wszystkich na kolację wigilijną zgodnie z tradycją, którą wyniosła z domu. Boże Narodzenie spędzała często w Brazylii, gdzie w wigilię chodzili na mszę, a potem zjadali uroczysty posiłek. Podekscytowana Lora biegała po domu sprawdzając czy wszystko dopięte jest na ostatni guzik. spędzała  Brian kończył nakrywać stół. Mia, która wpadła wcześniej pomagała w kuchni, dokańczając ostatnie dania. Lada chwila mieli pojawić się wszyscy goście. W końcu do domu O’connerów dotarli Dominic, Letty, Han, Roman Tej i Jake, a także rodzice Briana, którzy po raz pierwszy od kilku lat mogli spędzić święta razem z nim. Wszyscy ruszyli do pomocy i po kilkunastu minutach wszystko było dopięte na ostatni guzik.
– Chyba możemy usiąść do stołu – stwierdziła Lora, nie ukrywając ekscytacji.
– Poczekajmy jeszcze chwilę – poprosił Brian, spoglądając niecierpliwie na zegarek, wyraźnie na cos oczekując. Lora zastanawiała się o co chodzi jej mężowi, ale tylko pokiwała głową, zgadzając się na, to by poczekać. Usiadła wraz z gośćmi z salonie na kanapie. Uwagę Lory przykuł Jake, który siedział cicho w fotelu i wyglądał na zamyślonego. Pewnie nie czuł się zbyt komfortowo, gdyż sytuacja między nim a Lorą była napięta. Kogo jak kogo, ale kobiety w ciąży nie należy wkurzać.
W pewnym momencie rozległ się dzwonek.
– Ja otworzę! – Brian pierwszy zerwał się z miejsca, by otworzyć drzwi. Lora była dość zdezorientowana, gdyż nie spodziewali się z Brianem nikogo więcej. Po chwili Brian pojawił się w progu salonu z zagadkową miną. Nagle zapadła cisza jak makiem zasiał.
– Kochanie.. – zaczął, a brunetka podniosła się z fotela. – Mam dla ciebie prezent – oznajmił.
W tym momencie obok O’connera pojawił się Antonio.
– Dobry wieczór – przywitał się ojciec brunetki.
 Lora stanęła jak wryta nie mogąc uwierzyć w to, co widzi. W jej oczach zalśniły łzy, a w gardle urosła gula ze wzruszenia. Brunetka zasłoniła dłonią usta. Spojrzała na swojego męża, który uśmiechał się do niej z miłością. W mgnieniu oka Barcelona znalazła się w ramionach swojego ojca.
– Tato... – wyszeptała cicho.
– Dobrze cię widzieć córeczko – powiedział Antonio, uśmiechając się delikatnie.
Wszyscy przyglądali się tej scenie z radością i wzruszeniem. No cóż... w końcu święta to czas cudów! Dominic spojrzał na swoją narzeczoną, która ocierała łzy spływające po jej policzkach.
– Przez tą ciąże stałam się strasznie sentymentalna – wyjaśniła, gdy doprowadziła się do porządku.
Gdy emocje już nieco opadły, wszyscy zasiedli przy stole. Lora usiadła obok Briana i dała m całusa w policzek
– Dziękuję – szepnęła. – Jesteś najwspanialszym mężem, jakiego mogłam sobie wymarzyć.
Brian roześmiał się. Barcelona była najważniejsza i zrobiłby dla niej wszystko.
Lora spojrzała na ludzi siedzących przy stole. Dominic i Letty odnaleźli wspólny język z rodzicami Briana. Matka O’connera dawała Letici rady dotyczące opieki nad niemowlakami. Brian prowadził grzeczną rozmowę z Antoniem. Roman i Tej śmieszkowali i zagadywali wszystkich. Han był chyba najspokojniejszy z całej ich grupy. Zawsze zrównoważony i opanowany. Mimo to świetnie odnajdywał się w towarzystwie. Nawet Jake wydawał się być znośniejszy niż zwykle.
– Roman daj już w końcu Letty spokój – upomniał przyjaciela O’conner, gdyż ten macał przyjaciółkę po brzuszku i truł jej głowę, że chce zostać ojcem chrzestnym. – Jak tak bardzo ekscytuje cię ciąża, to znajdź dziewczynę i zrób swoje dziecko.
– Patrz na siebie! Masz żonę, to mógłbyś się postarać o potomka! – odpyskował wesoło Rom.
– Właściwie... – zaczęła Lora, spoglądając na męża. – To już się postarał.
– Coo? – Pearce rozdziawił buzie w zdziwieniu.
– Zostaniesz chrzestnym! – zawołała wesoło brunetka.
Brian wyszczerzył się jedynie i pocałował swoją żonę. Wszyscy po kolei zaczęli gratulować im tej wspaniałej nowiny. Nawet Braga dobrze przyjął wieść, o tym że zostanie dziadkiem. Roman za to poczuł się ważny, że zostanie ojcem chrzestnym młodego O’connera i zaczął planować już chrzest oraz pierwszą komunię...

Wieczorem, gdy kładli się do łóżka Brian położył się i przyglądał się Barcelonie, która szczotkowała jeszcze swoje włosy.
– Trochę przeraża mnie fakt, że Roman ma zostać chrzestnym naszego dziecka – wyznał blondyn. – Jesteś pewna, że to dobry pomysł? – zapytał z przerażeniem w głosie.
– A dlaczego nie?  –  Lora położyła się obok męża. – Przecież to nasz przyjaciel, wątpisz w to, że będzie dobrym chrzestnym?
– Nie – westchnął. – Ale to Roman. On jest dość... specyficzny.
– Będzie dobrze – brunetka skradła Brianowi buziaka. – A tak zmieniając temat... nie wiem jam mam ci dziękować za dzisiejszą niespodziankę – przytuliła się do niego, oplatając ręce na jego szyi.
Blondyn uśmiechnął się szelmowsko i przewrócił Lorę na plecy.
– Właściwie, to mam jeden pomysł... – szepnął, schodząc z pocałunkami coraz niżej...

Zaraz po świętach nadszedł Sylwester. Wszyscy z ekscytacją szykowali się na przywitanie Nowego Roku. W końcu kto wie co przyniesie los? Nowy rok zawsze kojarzy się z rozpoczęciem nowego etapu w swoim życiu. Dominic i Letty byli o tym przekonani, gdyż dziecko potrafi wywrócić całe życie do góry nogami. Brunetka była już na ostatnich nogach, dlatego razem z Domem stwierdzili, że darują sobie zabawę Sylwestrową. Zamiast tego siedzieli przytuleni na kanapie. I oglądali zdjęcia rodzinnego domu Torettów w Los Angeles. Jeszcze przed świętami Dom wraz z Hanem odwiedzili LA, gdzie wynajęli firmę, która wyremontowała budynek. Toretto wraz z Letty ustalili, że zamieszkają tam zaraz po narodzinach ich dziecka. Oboje kochali Miami, przeżyli tu wiele dobrych chwil, mieli tu całą ekipę, ale mimo wszystko to w Los Angeles pozostało ich serce, tam był ich prawdziwy dom i wspomnienia.
– Już niedługo tam będziemy – westchnęła z ckliwością Letty. – Tylko niech junior się pospieszy – dodała spoglądając, na swój ogromny brzuch. Uważała, że wygląda jakby miała urodzić co najmniej trojaczki, a nie jednego dzidziusia.
Szczerze mówiąc brunetka nie mogła się doczekać porodu, gdyż teraz czuła się trochę nieswojo w swoim ciele. Świadomość, że ma w sobie małą istotkę była dla niej totalnie niezwykła. Mimo, że była to już końcówka jej ciąży, myśl o byciu matką dalej budziła z niej obawę i niepokój. Nie wiedziała, czy podoła takiemu zadaniu. Znała się na wymianie oleju w samochodzie, ale kompletnie nie miała pojęcia o wymianie pieluchy noworodkowi!
Po chwili Dominic zamknął laptopa ze zdjęciami i odstawił go na stolik. Spojrzał na zegarek, który wskazywał już grubo po dwudziestej drugiej.
– Pójdę przygotować coś przekąszenia – stwierdził, całując Letty. Wstał z kanapy i poszedł do kuchni. Leticia zaczęła w tym czasie przeglądać kanały, szukając czegoś ciekawego do obejrzenia na dzisiejszy miesiąc. Włączyła program muzyczny i zaczęła słuchać lecącą akurat piosenkę, gdy poczuła dość silny skurcz. Odczuwała skurcze już wcześniej, ale tamte były delikatne i prawie nie odczuwalne, ten był jednak na tyle silny, że brunetka aż zasyczała z bólu. Nie zawołała jednak Dominica, bo ten zaraz wszcząłby alarm. Uznała, że dobrym pomysłem będzie trochę pochodzić. Poszła do kuchni, zobaczyć jak radzi sobie jej narzeczony w roli kucharza. Przytuliła się do Toretta który kroił warzywa w plasterki. W tej chwili poczuła ciecz spływającą jej po nogach.
– Dom...  – powiedziała spokojnym głosem. –  Chyba zaczęłam rodzić.
Toretto, był przygotowany na tę ewentualność. Pomógł Letty się ubrać i zaprowadził ją do samochodu. Wrócił się do domu, po torbę, w której znajdowały się niezbędne do szpitala rzeczy Letty. Wsiadł do Dodge Chargera i ruszył w stronę szpitala. Jechać dość szybko, ale bez żadnych wariactw. Jeszcze tego by brakowało, żeby wytrząść bobasa na zakrętach. Po kilkunastu minutach Leticia znajdowała się już na Sali porodowej. Dominic był przy niej przez cały czas wspierając ją w bólu. Brunetka jednak była twarda i starała nie dawać się po sobie poznać jak bardzo ją boli. Słuchała uważnie poleceń pielęgniarki, która mówiła Letici co ma robić.
– Już prawie się udało! – krzyknęła pani doktor pocieszająco.
W końcu Dom i Letty usłyszeli wrzask noworodka. Toretto jako dzielny ojciec odciął pępowinę.
– Gratuluję, mają państwo synka – oznajmiła lekarka, po czym zwróciła się do pielęgniarki. – Proszę zanotować godzinę narodzin, minuta po północy.
Chwilę później w ramionach brunetki znalazło się małe zawiniątko, które uspokoiło się natychmiastowo. Dominic i  Leticia patrzyli na ich synka z zachwytem i miłością.
– Victor – szepnął radośnie Dom.  – Mały Victor Toretto.
Letty uśmiechnęła się do ukochanego. Nagle opuściły ją wszelkie wątpliwości, które jej towarzyszyły. Wiedziała, że da sobie radę. Będzie najlepszą matką jaką może tylko być. Dominic wyjął komórkę i zrobił zdjęcie. Wkrótce przeniesiono świeżo upieczoną matkę i małego Victora do sali. Pielęgniarka pozwoliła zostać Dominicowi razem z nimi.

O’conner stał na dworze i całował się w najlepsze ze swoją żoną. Grunt do dobrze zacząć nowy rok. Reszta zaś podziwiała fajerwerki i składała sobie życzenia, popijając szampana prosto butelki. W końcu przeszkodził im Roman, który objął ich ramionami i przytulił do siebie.
 – Wszystkiego najlepszego! – krzyknął wesoło, dając Lorze i Brianowi po buziaku w policzek. Brian spojrzał na przyjaciela z rezerwą, ale po kilku sekundach poklepał go przyjacielsko. Lora roześmiała się.
– Wszystkiego dobrego Misiaku! – Lora przytuliła mocno murzyna.

Gdy zebrali się już wszyscy razem postanowili zadzwonić do Doma i Letty. Mia miała już wybierać numer do swojego brata. Jakież było jej zdziwienie, gdy w tym momencie to on zadzwonił jako pierwszy. Brunetka odebrała połączenie i ustawiła na tryb głośnomówiący.
– Cześć braciszku, akurat mieliśmy dzwonić do Was z życzeniami – oznajmiła Mia. – Mamy nadzieję, że nie nudzicie się za bardzo z domu.
– Nie jesteśmy w domu – odparł Dom wesoło. – Dzwonię powiedzieć, że Victor Toretto jest już z nami.
Na tę nowinę wśród ekipy podniosła się wrzawa.
– Gratulujemy stary! – odezwał się Brian.
Wszyscy pogratulowali świeżo upieczonemu ojcowi. Roman i Tej zapowiedzieli się nawet, że przyjdą zobaczyć Victora jak tylko wytrzeźwieją.  

Dom zakończył połączenie i z czułością spojrzał śpiącą Letty  i Victora, po czym opuścił szpitalną salę...


***

Witam Was po przerwie! Chciałam dodać rozdział juz na święta, ale nie dałam rady, bo nie miałam weny na pisanie. W sumie to nadal jej nie mam, ale stwierdziłam, że to wstyd nie pisać tyle czasu... Poleciałam trochę z akcją, ale chcę już pisać dalej (mam powoli dosyć tej sielanki xd).

Pozdrawiam! ;*